Do Kadyksu wpłynęliśmy o 0630 rano i po wypiciu piwka "za szczęśliwe ocalenie" poszliśmy spać. Rano naturalnie musieliśmy się przestawić na nasze miejsce, zapłaciliśmy za postój i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Ja z całą ekipą tylko część miasta zszedłem, gdyż kilka lat temu już tu byłem, dlatego odbiłem do sklepu po zakupy i wróciłem na jacht, gdyż miałem troszkę pracy na kompie oraz na samym jachcie, który wymaga sporo czasu i kasy, żeby wyprowadzić go na prostą.
Ukrop straszny, żar leje się z nieba niemiłosierny, a tu trzeba coś robić pod pokładem... Masakra, szczególnie, że temperatura to ok. 38-40 stopni...
Załoga po powrocie miała mi dużo do zakomunikowania - jeden z chłopaków spotkał piękną Marokankę i się w niej zakochał :-) Zakomunikował nam, że po powrocie do swojego mieszkania pakuje się, uczy się hiszpańskiego i przenosi się do Hiszpanii na stałe. He he!
Rano skoro świt umówił się z nią na jeszcze jedno spotkanie, po czym wypłynęliśmy do Gibraltaru.