No i się stało. Wieje jak cholera, więc podejmujemy decyzję, że w zamian dziobania fal przez cały dzień, postoimy dłużej i pozwiedzamy. Romka i Piotr postanowili udać się do Malagi, a my z kolei pojechaliśmy do oddalonej o prawie 100 kilometrów miejscowości o nazwie Ronda. Słyszeliśmy o niej sporo i ze warto ją odwiedzić, chociażby ze względu na arenę do walk byków (Plaza del Torros) zbudowaną w XVIII wieku, która jest jedną z najstarszych w Hiszpanii. Samo miasto wisi nad skalnym urwiskiem na wysokości prawie 200 metrów. To 35-tysięczne miasteczko podzielone jest na dwie części głębokim jarem o szerokości niemalże 100 metrów, na dnie którego płynie rzeka. Obie części połączone są mostem zbudowanym w 1784 roku, który powstał na miejsce starego, gdyż tamten się zawalił 29 lat wcześniej. Niegdyś Ronda była stolicą islamskiego imperium aż do końca XV wieku.
Pojechaliśmy tam autobusem i już po 1,5 godziny jazdy wspaniałymi serpentynami w górach byliśmy na miejscu. A jak to wyglądało? Zobaczcie sami!
Na jacht wróciliśmy wieczorem. Zastaliśmy Romkę i Piotra pakujących się, gdyż jutro o 1400 maja samolot do Poznania.
My natomiast mamy cichy plan w głowie, żeby zostać w Marbelli kolejne 3 dni, gdyż w najbliższą niedzielę rozpoczynają się tu walki byków. Może się na nie wybierzemy?..