No i jesteśmy w Ciutadelli. Wczoraj dopłynęliśmy i jak zawsze stanęliśmy przy kei miejskiej, tam gdzie w ciągu dnia cumują promy. I właściwie od popołudnia zaczęły się deszcze i silne wiatry. Do portu wpłynęliśmy w sporym deszczu i tak było przez resztę nocy i sporą część dnia. Przez całą noc wkurzała mnie woda kapiąca o pokład tuż nad moją głową, potem o 0800 musieliśmy z Maćką przestawić łódkę kawałek dalej na miejsce kutrów, gdzie mogliśmy stać max. do 1500. Wszelkie prognozy mówiły o silnych (40 węzłów) wiatrach na nasz akwen. Postanowiliśmy więc pozostać drugą noc w tym fajnym miasteczku. Przestawiliśmy się więc do Cala Busquets, która leży właściwie w samej Ciutadelli. Poznaliśmy tam bardzo miłą parę: ona Amerykanka, a on Belg. Na nasze pytanie odnośnie miejsca zamieszkania odpowiedzieli, że mieszkają na jachcie.
Kiedy wieczorem wpadliśmy do nich z butelczyną winka, dowiedzieliśmy się wszystkiego. Okazało się, że 3 miesiące temu sprzedali swój dom i firmę, kupili 15 - metrowy jacht i zamierzają na nim żyć. Co prawda Alice nie ma pojęcia o żeglarstwie, a Kris pływał tylko u wybrzeży Belgii, no i teraz z Majorki na Minorkę. Ufff... Trzymamy kciuki! Wstępnie umówiliśmy się na wspólne, ponowne spotkanie na Gibraltarze, gdzie chcą też płynąć.
Na jacht wróciliśmy między 1 a 2 w nocy, kiedy wszyscy już spali. Naturalnie uczyniliśmy dokładnie to samo.
Więcej zdjęć na www.azm.net.pl/galeria.html