Przedwczoraj przyjechali do nas Ala z Arkiem. Po wieczorku powitalnym rankiem
wyruszyliśmy do Morro Jable. Najpierw mieliśmy plan popłnąć od razu na Gran Canarię, ale
wzmagający się wiatr spowodował, że odpuściliśmy. W Morro spędziliśmy miły wieczorek w
knajpie i nad ranem zebraliśmy się (około 0600) na przeskok do Las Palmas. Droga nie była
zbyt miła, gdyż fale były strasznie męczące i "rzygliwe". Późnym popołudniem dotarliśmy na
miejsce. Następnego dnia zdecydowaliśmy się zostać o dzień dłużej, żeby zwiedzić samo Las
Palmas i przede wszystkim Dom Kolumba (warty przejścia połowy miasta i zobaczenia!!). Po
obiedzie wróciliśmy na jacht z jednym zamiarem - SJESTA! Ja chciałem jeszcze zrobić pranie.
Przy pralniach spotkałem w sumie wczoraj poznanego Marka, który pływa podobnie jak my na swoim
jachcie. Właśnie wczoraj spotkało go to, co mam nadzieję nas nie spotka nigdy - stracił
maszt i wrócił do Las Palmas. Wiało tylko w okolicach 6B, a jednak mu się przytrafiło. Odciął
szybko wanty i cały maszt z żaglami, bomem i elektroniką poszedł na dno.. Teraz kombinujemy
jak przerzucić jego ekipę na nasz jacht. Wniosek: Maćka wysiada i spędza kilka dni w Las
Palmas z Markiem, a ja płynę z 8 osobami dalej. Jakoś się zmieścimy.