Pargę opuszczaliśmy z żalem, ale jednak terminy gonią i trzeba płynąć, aby na wieczór być w marinie. Zatrzymaliśmy się jednak wcześniej na pobliskiej wysepce (oddalona o
niecałe 4 mile od Mariny Gouvia) na kotwicy, aby się pokąpać. Rzuciliśmy kotwicę i nagle do naszych uszu dobiegł dziwny dźwięk, dokładnie taki jaki wydają foki. Szybko wziąłem
lornetkę i zacząłem "polowanie", aż wreszcie oczom moim ukazały się lwy morskie, które całe swe dnie spędzają w położonej w pobliżu klatce na wodzie. Szybko zwodowaliśmy
ponton i ruszyliśmy obejrzeć zwierzęta, szczególnie że co 45 minut podpływał stateczek ze szklanym dnem i dwójka trenerów przez 10 minut pokazywała co zwierzęta potrafią.
Szkoda tylko, że ciągle są zamknięte. Po kąpieli obraliśmy kurs na marinę, w której zasumowaliśmy wieczorem. Pożegnalna kolacja (najlepsza ośmiornica grillowana jaką jadłem od
wiele, wielu lat!), potem pożegnalny drink i sen.