Trasa Marbella - Sotogrande upłynęła nam pod znakiem wiatru prosto w dziób, a więc najgorszego dla żeglarzy. Mimo wszystko daliśmy radę i pod wieczór, miedzy 21 a 22 wpłynęliśmy do portu. Pojawili się od razu nasi znajomi z poprzedniego rejsu: Paweł z Zochą i Jeremym, Marcin oraz Michu z Karolą. Przywożąc piwo oraz gin i brandy z bezcłowego Gibraltaru wyznaczyli kierunek naszej wieczornej imprezy :-) Skończyliśmy... no sam nie wiem, ale późno :-)
Nazajutrz Piotr z Romką już wybyli na Gibraltar, a my zbudziliśmy się dopiero po 10 i zabraliśmy do robienia śniadania. Potem ja zabrałem się do szycia grota, gdyż nitka wprost "made in sailmaker" puściła i musiałem założyć swoją. Małe 5 godzin szycia i gotowe. Ale w międzyczasie pojechaliśmy odwieźć Michowi auto, a za razem załapać się na kilkugodzinny chill-out na basenie ich domu. Żagiel był gotowy o zmroku, Romka i Piotrek też wrócili o podobnej porze. Jeszcze tylko odrobinka zimnego piwka i lulu..