Wczoraj też staliśmy w Bizerte, bo za mocno wiało, ale przede wszystkim chcieliśmy sobie odpocząć po ostatnim przelocie. Poznaliśmy dzięki temu lepeij naszych niemieckich sąsiadów oraz tych nieco dalszych, którzy pochodzą z USA, lecz wyruszają jeszcze dziś wieczorem do Grecji.
Następnego dnia i my się zebraliśmy i obraliśmy cel na Sidi Bou Said - jedyną najbliższą marinę dla stolicy Tunezji, czyli Tunisu. Po prawie 9 godzinach szybkiej, przyjemnej żeglugi stanęliśmy w marinie, lecz nie bez problemu. Powiedziano nam najpierw, że miejsc nie ma i żebyśmy spadali. Kiedy jednak przez pół godziny staliśmy w główkach portu blokując nieco ruch, zdecydowali, że jednak....miejsce jest! Nie obyło się bez ścięcia w biurze portu, ale potem poszło już lepiej. Mianowicie zagadnęliśmy na ulicy przypadkowego Araba idącego wraz z zakwefioną żoną i spytaliśmy jak dotrzeć do centrum mieściny oraz jak dostac się najłatwiej do Tunisu. Zaproponował nam podwiezienie do miasta, pokazał wszystko i wysadził w samiusieńkim centrum.
Miastko piękne, choc typowo turystyczne. Pospacerowliśmy, zjedliśmy obiadokolację i usiedliśmy zapalić sziszę oraz wypić herbatkę. Dostaliśmy przepyszną fajkę wodną i herbatę z miętą, słodką oraz z prażonymi migdałami i orzeszkami. Nawet nie wiecie, jak fajnie smakuje herba z orzeszkami!
Około północy byliśmy na jachcie. Jutro Tunis!
Więcej zdjęć na www.azm.net.pl/galeria.html