Przeprawa przez cieśninę nie była łatwa. Z resztą jak to zwykle u nas bywa. Na szczęście wiało nam korzystnie, choć do 7 w skali Beauforta. Kipiel była ciekawa na wodzie! Na kawałku genuy zasuwaliśmy czasem i po 8 węzłów! Do Tangeru dopłynęliśmy jakoś popołudniem i jak zwykle okazało się, że nie ma miejsca i że port jachtowy (szumnie mówiąc) jest pełny. Na szczęście pozwolono nam stanąć do kutra rybackiego i to w 8 czy 9 linii! Przejście przez nie wszystkie to prawdziwy tor przeszkód. Zanim dokonaliśmy z Maćką odprawy, zrobiliśmy go już 4 razy i mieliśmy dość. Dobrze, że placki ziemniaczane ze śmietaną były na obiad, bo byśmy padli :-))
Odprawa odbyła się tak późno, że doszliśmy do wniosku, że dziś się nie ruszamy i robimy wieczór gry w kości. Jutro na miasto i wypływamy do Asilah, portu na Atlantyku po drodze do Rabatu, stolicy Maroka. Zanim jednak wypłynęliśmy, poszliśmy na souki w medinie, żeby zakupić świeży chlebek, miętę, owoce i porobić jakieś fotki. Wszystko zakupiliśmy a na dodatek dostałem jeszcze moje ulubione, super ostre papryczki zielone, które spróbowałem w tym roku w Tetouan. Targ rybny i miesny jak zazwyczaj zaskoczył nas różnorodnością i nietypowymi produktami w porównaniu do naszych targów.
Po powrocie na jacht zastaliśmy pokład już zasrany przez mewy, ale to jedyna strata jaka nas czekała stojąc u burty "rybola". Teraz już kierunek Asilah/Rabat.
Więcej zdjęć na www.azm.net.pl/galeria.html