Wczorajszy wieczór u Bartka był ekstra, jednak musimy się zbierać do portu naszego zimowania, żeby rozpoznać sytuację. Morro Jable jest jedynie 25 mil (46 kilometrów) na południe od Gran Tarajal i tam czekają na nas Grześ i Martelek. Rano więc żegnamy się i obieramy kurs na południe Fuerteventury. Docieramy tam przed 1400 tutejszego czasu (strefa czasowa GMT) i od razu widzimy się z Grześkiem, który odbiera od nas cumy. Niestety port wydaje nam się już na pierwszy rzut oka nieciekawy pod względem bezpieczeństwa pozostawienia w nim jachtu na dłuższy czas. Musimy zrobić więc wywiad środowiskowy, poznać tutejsze klimaty i podjąć decyzję odnośnie zimowania tutaj. Na razie jedziemy jednak po Martę do jej pracy i kończymy wieczorem u nich w domu na rybce, którą dostali od zaprzyjaźnionego nurka mieszkającego tuż koło nich.
Więcej zdjęć na www.azm.net.pl/galeria.html
27.11 Morro Jable
Minione dwa dniu pobytu w Morro upewniają nas w fakcie, że port nie nadaje się raczj do bezpiecznego zimowania - praktycznie wszyscy, któych zaczepiliśmy z innych łódek tak twierdzą, nasza locja tak samo, jedynie nasi znajomi twierdzą, że oni wszystkiego dopilnują. Jacht jednak nawet przy zwykłejpogodzie strasznie lata na cumach, słyszymy jak się męczy i narzeka, że tu stoi. A wszystko to za sprawą portu, któy jest zarówno kiepsko umiejscowiony jak i zbudowany. Nie dość, że jest u stóp góry (schodzące silne wiatry, jak u nas w górach np. halny), to jeszcze otwarty na zachodnią stronę, skąd często wieją wiatry. No i my trafiliśmy na taki kierunek, więc rzuca nami strasznie, jacht trzeszczy, a to dopiero max 30 węzłów było (jakieś 7 w skali Beaouforta). Mówię dopiero, gdyż na noc z niedzieli na poniedziałek szykuje się sporo większy piździel, który został opisanay przez naszego sąsiada jako "najgorszy huragan na tej wyspie". Zastanawiamy się więc, czy nie wrócić do Gran Tarajal i czy w ogóle tam nie zostać na zimę...
Więcej zdjęć na www.azm.net.pl/galeria.html