Geoblog.pl    zuchel    Podróże    sezon 2011 na Geronimo - WYSPY ATLANTYCKIE, a potem kto wie?...    wycieczka po wyspie
Zwiń mapę
2011
26
maj

wycieczka po wyspie

 
Hiszpania
Hiszpania, Santa Cruz de la Palma
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5062 km
 
Dziś ruszyliśmy po 1000 czasu lokalnego naszym Citroenem C3 na wycieczkę po wyspie. Plan był taki, żeby do nocy obskoczyć wszystkie warte zobaczenia miejsca. W związku z tym, że Romkę i Piotrka okradziono z kasy i dokumentów podczas ich wycieczki po Teneryfie, zadanie bycia kierowcą wylosowałem JA. Ma to zawsze 2 duże minusy - jeżdżenie po wyspie nie jest łatwe i czasem są wątpliwości, czy na tej DWUPASMÓWCE choćby jedno auto się zmieści, a po drugie nie można wypić winka do obiadu. Pierwsze minęło bez bólu, drugie zrekompensowała mi przepyszna koza. No ale po kolei.
Najpierw skoczyliśmy do San Andres i Barlovento, potem przepiękną drogą do Las Mimbreras (to ta droga DWUPASMOWA) i Roque Faro, a stamtąd najbliższym zjazdem na najwyższy szczyt wyspy - Roque de Los Muchachos (Skała Facetów - 2426 m.n.p.m.). To właśnie tu znajduje się najbardziej czyste niebo na półkulu północnej i spore obserwatorium astronomiczne. Nasze autko czasem i na "jedynce" musiało wjeżdżać, ale daliśmy radę i wysiedliśmy w Krainie Piękna i Silnych Wiatrów :-) Mówiąc krótko - zimno jak jasna cholera, ale widoki wynagradzają wszystko! Pięne słońce, chmury w dolinach, no i kopuły teleskopów. Nie wiem, czy nie najfajniejszy widok na Wyspach...
Potem zjazd w dół do podobno najbardziej czczonego miejsca na La Palmie - Las Nieves. Naturalnie w serpentynach dróg pogubiliśmy się, ale efekt został osiągnięty. Zaparkowaliśmy pod samym sanktuarium, ale że byliśmy bardzo głodni (a zaparkowaliśmy pod knajpą, która za godzinę była zamykana na sjestę), to zdecydowaliśmy się najpierw zjeść. Piotrek i ja wzięliśmy kozę, Romka typowe dla Kanarów ziemniaczki z sosem i sałatkę, a Maćka kalmary. Do tego winko (bez kierowcy, a okoazało się być świetnym) oraz cola i piwko + deser. Wszystko razem po 9 eur za osobę, więc ekstra. Szczególnie, że koza była wyśmienita, a Maćka głodna, więc zjadła swoje kalmary (no dobra - dała mi jednego i trochę frytek) i trochę kozy. Żarcie SUPER. Potem spokojnie mogliśmy zwiedzić święte miejsca (super kościółek) i ruszyć na południe do jaskini Guanczów, gdzie są namalowane ich obrazy oraz do dwóch wulkanów, z czego jeden jest jeszcze ciepły po wybuchu w 1971 roku (lawa leciała na 200 m w górę!). W jakini byliśmy o 1815 - okazało się, że czynna jest tylko do 1800. Postanowiliśmy więc ruszyć do pierwszego wulkanu San Antonio (657 m.n.p.m.). Byliśmy tam o 1845 - zamykany był o 1830... I na dodatek wstęp płatny. Ale przecież Polak potrafi - Maćka pierwsza przeszła przez płot, za nią cała reszta. A tu piździ jak w kieleckim i na dodatek wali siarą z wulkanu jak cholera! Parę szybkich fotek i lecimy na ten wulkan jeszcze ciepły (Teneguia - 439 m.n.p.m.). Tam okazało się, że wstępu płatnego nie ma i spokojnie możemy wejść. Widok ekstra, niesamowite ilości lawy jeszcze świeżej. Minęło niby tylko 40 lat, a roślinność już jest na tych terenach. Dla mnie niesamowite :-) Ale Piękne!
Potem już tylko powrót na jacht, kąpiel i przygotowania do jutrzejszego wypłynięcia na El Hierro. Na tą wyspę trzeba mieć na spokojnie 2 dni. Oznacza to tylko jedno - wrócimy tu :-)
Jutro Dzień Matki :-)

p.s. Zdjęcia będą później...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 183 wpisy183 28 komentarzy28 455 zdjęć455 0 plików multimedialnych0